CHWILE
ZAPISANE W PAMIĘCI
„Istota
wspomnień
polega na tym, że nic nie przemija.”
Elias
Canettii
8
lat w
szkole podstawowej to długi i ważny okres w życiu młodego człowieka. Ja
należałam do szczęśliwej grupy dzieci, które swą edukację
rozpoczęły w nowej
szkole.
Na początku wydawała się ona taka wielka i niedostępna. Wyposażona w
nowe meble
i różne pomoce, była pusta i przerażająca. Setki obcych
twarzy na korytarzu
działały krępująco na przeciętnego pierwszaka. Po niedługim czasie
wszystko się
zmieniło. Przyzwyczailiśmy się do tego miejsca i nabraliśmy pewności
siebie.
Także budynek stał się przyjemniejszy. Na parapetach pojawiły się
doniczki z
kwiatami. Część sami posadziliśmy na lekcjach, a część przynieśliśmy z
domu. Na
ścianach zaczęły pojawiać się nasze prace. Nie były to arcydzieła, ale
swoimi
barwami znacznie przyozdobiły puste ściany.
Z czasem ten szary budynek przeistoczył się w naszą szkołę,
którą sami po trochu urządzaliśmy. Do dziś pamiętam salę 41,
w której uczyłam
się przez pierwsze trzy lata pod kierunkiem p. Bożeny Osińskiej. Była
to klasa,
w której robiliśmy wystawki naszych prac,
szczególnie dbaliśmy o porządek i
podlewaliśmy kwiaty. Tam właśnie przeczytałam swą pierwszą czytankę i
napisałam
swój pierwszy sprawdzian.
Potem było przejście do czwartej klasy. Kilka osób odeszło
do klasy sportowej,
ale reszta pozostała razem. Przydzielono nam nowego wychowawcę - p.
Janinę
Tessmer - i nowych nauczycieli. Przenieśliśmy się do budynku dla
starszych
klas. Nie musieliśmy spacerować w kółeczko, ale nie mieliśmy
już swojej jedynej
klasy. W szkole uczyliśmy się i zaliczaliśmy sprawdziany. Nie było już
spacerów
do parku, ale były dyskoteki. Najdokładniej pamiętam dni, w
których lekcji nie
było: wycieczki, prima aprilis, dzień dziecka. Najważniejszym
wydarzeniem w
życiu szkoły, które dobrze pamiętam, był wybór
patrona i nadanie szkole
imienia. Osobiście uczestniczyłam w wycieczce ”Śladami
Bernarda Sychty” i do
dziś pamiętam fakty z jego życia. Tak na nauce i zabawie minęło 8 lat.
Gdy wszyscy przyzwyczailiśmy się do siebie, poznaliśmy nauczycieli,
urządziliśmy sobie życie w tej szkole, trzeba było się rozstać.
Mieliśmy
wspaniały bal, przygotowaliśmy apel na zakończenie. Pożegnaliśmy się i
ze łzami
w oczach poszliśmy każdy w swoją stronę.
Marta Stoltmann,
rocznik
1993
„Bzyczek”,
20.10.1995 r. (wydanie specjalne)
Trzy pierwsze lata szkoły podstawowej spędziłam w
„jedynce”. Pierwszy dzień w
nowej szkole zaczął się dla mnie pechowo. Okazało się, że nie
umieszczono
mojego nazwiska na liście przydzielającej uczniów do
poszczególnych klas. Byłam
bliska płaczu, bo od dawna marzyłam o tym, by uczyć się w tej wspaniale
prezentującej się szkole. Na szczęście moja mama, która na
wszelki wypadek
wybrała się ze mną na rozpoczęcie roku, wiedziała, co zrobić.
Zaprowadziła mnie
do szkolnego sekretariatu, gdzie wszystko zostało wyjaśnione. Pani
sekretarka,
chcąc wynagrodzić mi to przeoczenie, pozwoliła, abym sama wybrała
klasę, do
której chcę uczęszczać.
Następnych kilka dni zleciało na dokładnym zwiedzaniu szkoły.
Początkowo bałam
się, że zabłądzę w tej niezliczonej ilości korytarzy. Największe
wrażenie
zrobiła na mnie sala gimnastyczna. Była zupełnie
nieporównywalna z tą, do
której przywykłam w Szkole Podstawowej nr 1.
Czas upłynął bardzo szybko i wnet trzeba było rozstać się z
„szóstką”, ale
moich nauczycieli, wspaniałą wychowawczynię i pięć lat spędzonych w tej
szkole
zawsze będę wspominała bardzo ciepło.
Alicja Gawin,
rocznik
1990
„Bzyczek”,20.10.1995
r. (wydanie specjalne)
Rok 1985 był dla mnie - uczennicy III klasy szkoły podstawowej - rokiem
przełomowym. Po dwóch latach nauki w SP nr 4 zmieniałam
miejsce mojej dalszej
edukacji. powodem było zakończenie budowy nowej Szkoły Podstawowej nr
6, która
znajdowała się nieopodal mojego domu. Było to oczywiście bardzo wygodne
i
bezpieczne - tak odbierali to moi rodzice - ale ja byłam innego zdania.
Czułam
się strasznie zagubiona. Przerażał mnie ogrom gmachu, rozległe
korytarze i w
ogóle „nieznane”. W przeciwieństwie do
dzisiejszego stanu rzeczy, to „nowe”
wcale nie wyzwalało we mnie emocji i euforii radości. Nie ciekawiło
mnie, jak
tam będzie, bo po prostu byłam zbuntowana i zupełnie nie obchodziły
mnie żadne
racjonalne argumenty.
Jednak 1 września 1985 roku przekroczyłam próg nowej,
pachnącej jeszcze farbą,
szkoły. Trafiłam do klasy IIIb, której wychowawczynią była
pani Marzenna
Basendowska, ówczesna i obecna wicedyrektor. Niewiele
pamiętam z tego
pierwszego roku, w każdym razie żadnych
szczegółów, ale wiem na pewno, że to
dzięki serdeczności i troskliwości pani Basendowskiej poczułam się w
nowej
szkole dobrze i bezpiecznie.
W klasie IV moją wychowawczynią została polonistka - pani Maria
Bruniecka.
Cieszyłam się, że trafiłam do tej klasy. Większość kolegów i
koleżanek z dawnej
IIIb było razem ze mną, a panią Bruniecką również już znałam.
Szkoła w tym czasie wciąż się rozwijała, zmieniało się także jej
otoczenie.
Była nie tylko miejscem nauki i pracy, ale także zabawy, spotkań z
przyjaciółmi.
Po latach szczególnie ciepło wspominam wigilie klasowe,
zawsze tradycyjne, z
kolędami, opłatkiem, przy świecach. W tym miejscu ukłon w stronę pani
Brunieckiej, w podziękowaniu za rodzinną atmosferę w klasie, za
pielęgnowanie
tradycji. Okres bożonarodzeniowy wiąże mi się jeszcze z piękną kolorową
choinką
witającą wszystkich w holu szkoły.
W klasie VII nastąpiła zmiana nauczyciela matematyki i miałam okazję
poznać
bliżej osobę, która do tego czasu była dla mnie jedynie
symbolem władzy. Tą
osobą była pani dyrektor Maria Słupikowska. Zmiana ta wzbudziła
mój niepokój,
bo matematyka nigdy nie była moją najmocniejszą stroną, a pani
Słupikowska
wyglądała na osobę bardzo surową. Na szczęście sprawdziło się
przysłowie, że
pozory mylą. Nowa pani od matematyki okazała się osobą troskliwą i
wyrozumiałą,
i osobiście bardzo mi pomogła, nie tylko w uzupełnieniu wiadomości
matematycznych,
ale również w uzupełnieniu „nikłych
zapasów” pewności siebie. Za to pozostanę
Jej nieskończenie wdzięczna.
Dzień zakończenia roku szkolnego 1990/91 był kolejnym przełomem. Miałam
wraz z
moimi koleżankami i kolegami opuścić gmach znajomej już
„szóstki”. Każdego z
nas czekały egzaminy wstępne do szkół ponadpodstawowych, do
których bardzo
dokładnie przygotowali nas na różnorakich zajęciach
nauczyciele. Byliśmy im
wdzięczni za te 6 lat.
Trudno jest dziś wyrazić to, co czuje się w tak ważnej chwili.
Najlepszym
świadectwem naszych związków z tą szkoła będzie może fakt,
że wielu z nas,
będąc już uczniami szkół średnich, często odwiedzało
„starą budę”. Przychodzimy
do dziś. Opowiadamy o nowych nauczycielach, profesorach, o wydarzeniach
mających dla nas znaczenie w życiu zawodowym czy osobistym. Często
również
prosimy o radę, oczekujemy obiektywnej oceny naszego postępowania.
Każdy absolwent, obojętnie jakie trudne przeżył chwile w danej szkole,
po
latach wspomina ją z rozczuleniem i sentymentem. „Starzy
Belfrzy” stają się dla
niektórych przyjaciółmi, zanika bariera,
która tak często mogła nas dzielić w
czasach szkolnych.
Z podziękowaniem za poświęcenie i przyjaźń.
Monika L.,
rocznik 1991
„Bzyczek”,20.10.1995
r. (wydanie specjalne)
„Chodzę
do
szóstki” – wypowiedzenie tych
słów miało ogromną siłę. Móc powiedzieć, że jest
się uczniem najnowszej, największej, najpiękniejszej szkoły w mieście
– to
uczucie nie do opisania. Swoją edukację w „6”
zaczęłam od pierwszej klasy (był
to wtedy drugi rok jej istnienia). Moją wychowawczynią w klasach I-III
była
pani Jolanta Linkner, a w klasach IV-VIII - pani Alicja Kosznik.
Przez
krótki
okres tańczyłam w zespole „Uśmiech” prowadzonym
wtedy przez panią Krystynę
Bigus. Pamiętam też gazetkę szkolną „Bzyczek”, parę
numerów mam do tej pory w
domu.
W
mojej
karierze uczniowskiej są także wydarzenia, którymi ze
względu na wykonywany
zawód nie przystoi się chwalić. W roku 1992, tuż przed
najważniejszą
uroczystością w historii szkoły, czyli przed nadaniem jej imienia ks.
dr.
Bernarda Sychty, moja klasa „wycięła” niezły numer.
Jak wiadomo, Patron urodził
się 21 marca, czyli w dzień wagarowicza. Już w przeddzień był zakaz
wagarowania. Tymczasem wszyscy uciekliśmy z lekcji. Nieźle nam się
dostało od
wychowawczyni, w konsekwencji mieliśmy obniżone zachowanie.
Teraz,
kiedy
jestem nauczycielką w tej szkole i przeszłam na drugą stronę barykady,
mogę
powiedzieć, że znam ten budynek jak własną kieszeń. Pracuję teraz także
z
częścią swoich ówczesnych nauczycieli i muszę przyznać, że
towarzyszą temu
różne uczucia, np. przy panu dyrektorze (moim nauczycielu
historii) czuję się,
jakbym właśnie odpowiadała przy tablicy.
Odwiedzałam
różne
szkoły, ale w żadnej nie czułam się tak, jak w poczciwej, już
dwudziestoletniej
„szóstce”.
Monika
Hinc,
nauczycielka matematyki
„Bzyczek”,13.10.2005
r. (wydanie specjalne)
Lata
szkolne
to najwspanialszy okres w życiu każdego człowieka. Każdy z perspektywy
czasu
dojdzie do tego wniosku.
Dwadzieścia
lat temu, kiedy uroczyście otwarto Szkołę Podstawową nr 6, rozpoczęłam
naukę w
klasie IV. Byliśmy zgranym zespołem, choć pewnie nie najłatwiejszym do
opanowania pod względem wychowawczym. Ale nauczyciele mieli na nas
swoje
sposoby. Byli tacy, którzy mieli charyzmę i potrafili
pociągnąć nas za sobą.
Taką
osobą,
wspaniałym pedagogiem była nasza wychowawczyni i nauczycielka języka
polskiego,
pani Barbara Rogala. Zawdzięczam jej to, że rozbudziła we mnie miłość
do
książek. To ona przekonywała nas, swoich wychowanków, jak
piękne, wartościowe i
przyjemne jest czytanie.
Dzięki
niej
wielu z nas zrozumiało, a nawet polubiło
„Balladynę” J. Słowackiego. Dziś wiem,
że część uczniów wprost nie znosi tego utworu. A pani Rogala
i nasza klasa
przygotowaliśmy tę sztukę do wystawienia i zaprezentowaliśmy ją
rodzicom. To
było naprawdę niesamowite. Dla większości był to pierwszy występ przed
publicznością. Pod czujnym okiem naszej pani przygotowywaliśmy stroje,
dekoracje i reżyserowaliśmy ten dramat. Koleżanka i ja byłyśmy
reżyserami. Dało
to nam wszystkim naprawdę dużo frajdy, ale było też bardzo pouczające.
Pomogło
lepiej poznać trudny utwór Słowackiego. Musieliśmy przecież
wcielić się w role,
wejść w psychikę bohaterów i zrozumieć motywy ich
postępowania. Chcieliśmy być
wiarygodni jako Kirkor, Alina, Balladyna.
Kiedy
nadszedł moment zaprezentowania tego, co przygotowaliśmy, rodzicom,
byliśmy
przejęci i szczęśliwi. Występ był naprawdę udany. Tak mówiła
nasza polonistka i
rodzice.
Zabawa
w
teatr dostarczyła nam wielu pozytywnych emocji, odkrywaliśmy
wówczas świat
sztuki. Zrozumieliśmy, jak trudne zadanie stoi przed prawdziwymi
aktorami,
reżyserami, scenografami, kostiumologami i wszystkimi,
którzy są autorami tego,
co widzimy na scenie w teatrze. A wszystko to dzięki pani Rogali.
Wszystkim
uczniom życzę takiej właśnie przewodniczki po literaturze.
Dziś,
będąc
nauczycielką języka polskiego, wiem, jakim wielkim wyzwaniem jest
nauczanie.
Jak wiele serca i trudu trzeba włożyć w to, co się robi. Każdy
nauczyciel
chciałby zarazić swoich uczniów miłością do nauki, do
swojego ukochanego
przedmiotu. Pragnieniem każdego pedagoga jest, aby jego wychowankowie
zaczerpnęli ze źródła wiedzy jak najwięcej i do tego dąży. a
jest to bardzo
odpowiedzialne zadanie.
Dzisiaj,
gdy
stoję z drugiej strony biurka, wiem o tym doskonale. W mojej pracy
zawodowej
wzorem zawsze będzie wychowawczyni i polonistka pani Barbara Rogala.
Hanna
Szymkowiak, nauczycielka j. polskiego
„Bzyczek”,13.10.2005
r. (wydanie specjalne)
Do
„szóstki” łącznie chodzę już prawie 15
lat, z czego sześć jako uczeń i ponad
osiem jako nauczyciel. Warto też może wspomnieć, że jestem pierwszym
absolwentem naszej szkoły, który zaczął w niej pracować. Gdy
kończyłem ósmą
klasę, to nawet nie przypuszczałem, że za kilka lat wrócę
tutaj jako
nauczyciel.
Dobrze
wspominam moich dawnych, a zarazem obecnie uczących nauczycieli,
którzy wiele
mnie nauczyli, za co jestem im bardzo wdzięczny. Choć zdarzało się, że
nie
otrzymywałem zawsze ocen moich marzeń, to dziś jestem zadowolony, że
ode mnie
wymagali. Teraz to samo staram się czynić w stosunku do obecnej
młodzieży. Być
może wielu uczniów jeszcze nie zdaje sobie sprawy, dlaczego
się od nich tyle
wymaga i stawia się niekiedy nie najlepsze oceny, ale z perspektywy
nauczyciela
jest to tylko wyrazem jego „specyficznej
życzliwości” wobec ucznia.
Przedmioty,
które najbardziej mnie interesowały, to język polski,
historia, geografia oraz
religia. Jako przedmiot do szkoły weszła dopiero, gdy byłem w
ósmej klasie.
Katechetką w tamtym czasie była zawsze uśmiechnięta i życzliwa siostra
Karola.
Bardzo
lubiłem też chodzić na organizowane przez panią Woźniak
kółko geograficzne i
drugie kółko, którego nazwę pozostawię w
tajemnicy. W ramach zajęć
wyjeżdżaliśmy na sobotnie wycieczki po Pomorzu. Myślę, że wiele mi z
tego
zostało, bo lubię do dziś podróżować i zgłębiać geografię
nie tylko
teoretycznie, ale też praktycznie jako turysta.
Bycie
uczniem i nauczycielem ma zapewne wiele plusów i
minusów.
Niemniej wydaje mi się, że zdecydowanie przeważają te pierwsze.
Zwracając się
do młodzieży, mogę powiedzieć, że jeśli wyjdziecie z tej szkoły, a z
nostalgią
będziecie ją wspominać, to pamiętajcie, że zawsze możecie wybrać
odpowiednie
studia i zostać... nauczycielem. W ten sposób zapewnicie
sobie możliwość
chodzenia do szkoły nawet do końca życia, a ponadto będziecie mogli
zakosztować
uroków wyzwań stojących przed nauczycielem.
Jędrzej
Abramowski, nauczyciel religii
„Bzyczek”,13.10.2005
r. (wydanie specjalne)
Jako
uczennica klasy siódmej i ósmej brałam udział w
zajęciach koła polonistycznego
o profilu dziennikarskim, prowadzonego przez p. Alicję Kosznik. Naszym
głównym
zadaniem było redagowanie gazetki szkolnej o nazwie
„Bzyczek”.
Na początku chętnych do pracy przy tworzeniu gazetki było wielu,
jeszcze więcej
było kandydatów na stanowisko redaktora
naczelnego. jednak, jak to zwykle
w życiu bywa, gdy przyszło do pisania pierwszych artykułów ,
skład grupy nagle
się zmniejszył. Ostatecznie „dziennikarzy”
pozostało niewielu, ale redakcja
była zwarta i pracowita. Dziś pamiętam, że do tej paczki należeli m.
in. Tomek,
Magda, Bartek, Hania, Wiola i ja.
Co się tyczy pracy i obowiązków związanych z tworzeniem
„Bzyczka”, to polegały
one na wykonywaniu wielu ciekawych czynności. Pod opieką naszej pani od
języka
polskiego przygotowywaliśmy się do pisania notatek prasowych, reportaży
z życia
szkoły, recenzji, sprawozdań a także przeprowadzania
wywiadów. Zbieraliśmy
ciekawe i zabawne nowinki. Ponadto braliśmy czynny udział w szkolnym
życiu
kulturalnym. Nasza redakcja organizowała między innymi pocztę
walentynkową,
obchody Dnia Kobiet czy dyskoteki szkolne. Do dziś pamiętam, z jakim
trudem
udało się nam zaprosić DJ-a, który na dyskotece szkolnej
grałby muzykę za
darmo, albo ogromne maskotki, które dostarczaliśmy
zakochanym jako posłańcy
„Walentynkowej Poczty Bzyczka”.
Pracę nad tworzeniem „Bzyczka” uważam za owocną.
Dostarczyła mi ona wiele
wrażeń. Dzięki pomocy pani Alicji Kosznik nie tylko nauczyliśmy się
redagować
różne formy wypowiedzi, ale przeżyliśmy mnóstwo
niezapomnianych chwil.
Jarosława
Trzebiatowska, nauczycielka j. angielskiego
„Bzyczek”,13.10.2005
r. (wydanie specjalne)
Jest
rok
1985. Mam 8 lat i właśnie zaczynam edukację w Szkole Podstawowej nr 6.
Trafiam
do klasy II c, w której funkcję wychowawcy pełni pani Ewa
Burandt (obecnie
Lewandowska). Ponieważ jestem dość wysoka, siadam w jednej z tylnych
ławek obok
ciemnowłosej dziewczynki o imieniu Aneta.
Tak wyglądał mój pierwszy dzień w nowej szkole. Porażała
mnie jej wielkość,
świeżość, czystość i nowoczesność. Była wtedy najlepiej wyposażoną i
największą
placówką. w całym mieście. Dzieci z pobliskich osiedli
czekały na jej otwarcie,
z niecierpliwością zaglądając za okalające plac budowy ogrodzenie.
Dlatego też
możliwość uczęszczania do Szkoły Podstawowej nr 6 była dla nas
zaszczytem i
spełnieniem marzeń. Sprawiła, że czuliśmy się kimś wyjątkowym.
Czas płynie bardzo szybko i ani się obejrzałam, gdy trzeba było opuścić
szkołę.
Żal było odchodzić z miejsca, w którym nawiązało się tyle
wspaniałych
pierwszych przyjaźni i miłości, w którym dzięki cudownym
nauczycielom
zdobywaliśmy podstawy wiedzy z wielu dziedzin, uczyliśmy się
współpracować w
grupie i rozwiązywać swoje – jakże małe w tamtych czasach
– problemy.
Po wielu latach wróciłam do szkoły. Dziś pracuję tu jako
nauczyciel, tzn. stoję
po drugiej stronie. O czym myślę, patrząc na swoich uczniów?
Zazdroszczę im
beztroski, młodości, energii i głów pełnych
twórczych pomysłów. Chciałabym, by
mieli świadomość, że mogą wiele stracić, jeśli właściwie nie
wykorzystają czasu,
własnych zdolności i możliwości. Okres szkolny szybko przeminie.
Pozostaną
przyjaźnie, piękne wspomnienia, czasem nutka goryczy i żal, że nie
można się
cofnąć do tych wspaniałych, szalonych, dziecięcych lat.
Edyta
Kobiela, nauczycielka
j. angielskiego
„Bzyczek”,13.10.2005
r. (wydanie specjalne)
1
września
1985 r. okazał się w mojej karierze ucznia dniem przełomowym. Po trzech
latach
nauki w Szkole Podstawowej nr 1 miałam kontynuować edukację w nowo
wybudowanej
Szkole Podstawowej nr 6.
Wcześniej,
jeszcze w wakacje, bardzo obawiałam się zmiany mającej nastąpić w moim
życiu.
Nie chciałam pójść do nowej szkoły. Jako osoba nieśmiała
bałam się opuścić
„starych” kolegów i dobrze znany gmach
jedynki. Obawiałam się przede wszystkim
przyjęcia ze strony nowych kolegów.
Gdy
po raz
pierwszy przekraczałam próg nowej szkoły, przeraził mnie
ogrom gmachu,
niezliczona ilość sal i korytarzy oraz nieznane twarze. Jednak dość
szybko
spostrzegłam, że większość uczniów jest tak samo
wystraszonych i przejętych jak
ja. Każdy z nas przecież zostawił stare szkoły, nauczycieli,
kolegów, a życie
ucznia zaczynał od nowa.
Trafiłam
do
klasy IVa, której wychowawczynią została pani Mirosława
Cybula – nauczycielka
biologii. Niewiele pamiętam z pierwszych dni w nowej szkole, ale jestem
przekonana, że to dzięki serdeczności, troskliwości i otwartości p.
Cybuli
mogłam w nowym miejscu poczuć się dobrze i bezpiecznie. Pani Mirka w
stosunku
do nas zawsze była miła i opanowana. Niekiedy musiała się wykazywać
wręcz anielską
cierpliwością. Naszą panią interesowały nie tylko postępy w nauce,
czuła się
też odpowiedzialna za nasze wychowanie. I rzeczywiście wychowywała nas
na
każdym kroku. Myślę, że między wychowawcą a klasą zawiązała się jakaś
szczególna więź uczuciowa, która wciąż istnieje.
Dowodem na to mogą być nasze
spotkania, które zorganizowaliśmy już po ukończeniu szkoły.
Bardzo
polubiłam naszą „szóstkę”. Polubiłam
nauczycieli i kolegów. Polubiłam też samą
naukę i nowe przedmioty, które doszły w klasie IV. No może z
wyjątkiem fizyki,
której nie rozumiałam i bałam się. Ale wszystkie inne lekcje
były
przyjemnością, zwłaszcza lekcje języka polskiego i matematyki
(prowadzone przez
p. Marię Cyrę i p. Janinę Tessmer). Bardzo miło wspominam
również przerwy, a
także dni bez lekcji – biwaki, wycieczki, mój
pierwszy w życiu wyjazd do
teatru.
Szczególnie
w mej pamięci zachowały się wspomnienia z wycieczki do Torunia i
Ciechocinka,
podczas której w drodze powrotnej zepsuł się autokar.
Musieliśmy do późnych
godzin nocnych czekać na nowy. Ale nie przejmowaliśmy się nieoczekiwaną
zmianą
planu wycieczki. Podczas gdy p. Cybula się denerwowała. my w najlepsze
urządziliśmy sobie piknik. Wszyscy dzieliliśmy się resztkami jedzenia.
Czas
oczekiwania upłynął nam na wspólnych rozmowach i żartach.
Bardziej zmęczeni
spali wsparci o ramię kolegi. Wówczas między nami zapanowała
wspaniała rodzinna
atmosfera. Wszyscy byliśmy zawiedzeni, gdy podstawiono nowy autokar. Do
domu
wróciliśmy nad ranem – zmęczeni, ale też
szczęśliwi, ponieważ tego dnia lepiej
się poznaliśmy i zbliżyliśmy do siebie. Od tej pory uważaliśmy
się za
zgraną klasę. Dlatego tak ciężko przyszło nam się pożegnać w VIII
klasie.
Rok
1990 był dla mnie przełomowy nie tylko ze względu na zmiany
zachodzące w Polsce, ale przede wszystkim dlatego, że musiałam pożegnać
swoich
kolegów i nauczycieli. Opuszczając szkołę, planowałam w
przyszłości skończyć
studia pedagogiczne, dlatego zdawałam egzaminy do liceum
ogólnokształcącego.
Nie przypuszczałam jednak, że rozpocznę pracę w swojej
podstawówce i będę mogła
spojrzeć na życie i problemy swojej szkoły z drugiej strony
biurka.
Anna Polak,
nauczycielka j. polskiego
„Bzyczek”,13.10.2005
r. (wydanie specjalne)
Drodzy
Absolwenci, czekamy na Wasze wspomnienia z lat szkolnych. Chętnie
zamieścimy je
na naszej stronie internetowej.
1 maja - Międzynarodowe Święto Pracy
2 maja - Dzień Flagi Rzeczpospolitej Polskiej
3 maja - Święto Konstytucji 3 Maja
9 maja - Święto Unii Europejskiej
26 maja - Dzień Matki